1 kwietnia 2016
(rok po wydarzeniach opisanych w epilogu)
Wzajemne położenie dwóch okręgów
odpowiednio o(S1, r1)
oraz o(S2, r2)
-
Okręgi rozłączne zewnętrznie – odległość między środkami tych okręgów jest
większa od sumy długości ich promieni.
|S1S2|
> r1 + r2
Wyszedłem ze
sklepu, przeciąłem ulicę i wpadłem do rzeszowskiego bloku. Deszcz nie zdążył
przemoczyć mojej kurtki. Wbiegłem po schodach na drugie piętro i wyciągnąłem
klucze do mieszkania. Chciałem je przekręcić w zamku, ale była to chęć
jednostronna. Szarpnąłem kluczami… Nie, coś było nie tak. Czyżbym nie zamknął
drzwi?
Chwyciłem za
klamkę i pociągnąłem ją do siebie. No tak. Można było się tego spodziewać.
Wszedłem do środka, postawiłem zakupy na podłodze i zacząłem zdejmować kurtkę,
kiedy nagle usłyszałem dobiegające z kuchni szepty. Lekko wystraszony rozejrzałem
się po przedpokoju, szukając czegoś, czym mógłbym się ewentualnie obronić. Na
półce leżała ciężka, wojskowa latarka, która służyła również do ogłuszania.
Lepsze to niż nic.
Zacząłem się
powoli skradać w kierunku drzwi kuchni, po czym zajrzałem o środka. Co
zobaczyłem? Konstancję i Simona Tischerów oraz Krzysztofa Ignaczaka
najzwyczajniej w świecie pijących kawę. Co taka zacna delegacja robiła w moim
mieszkaniu o szóstej rano, do ciężkiej cholery?
Kostka z
dezaprobatą obrzuciła mnie wzrokiem, dłużej zatrzymując go na czarnym
przedmiocie, który trzymałem w dłoni. Uniosła brwi, a ja szybko odłożyłem
latarkę na półkę.
- Cześć? –
powiedziałem trochę zmieszany.
Simon pokiwał
głową, a Krzysiek parsknął śmiechem.
- Miło cię
widzieć, młody – powiedział Niemiec.
- Was też –
odparłem, siadając przy stole, po czym spojrzałem na każdego z nich po kolei. –
Przepraszam, jeśli zabrzmi to niegościnnie, ale co was tu sprowadza? –
zapytałem.
- Chcieliśmy
odwiedzić starego przyjaciela – powiedział Krzysiek. Kostka i Simon wymienili
porozumiewawcze spojrzenia. Ciekawe, co zrobili z dziećmi? Musieli załatwić
naprawdę zaufanych opiekunów. Oni byle komu by ich nie oddali.
- Aha –
mruknąłem. Na chwilę zapadła cisza, ale w końcu Simon nie wytrzymał. Podniósł
wzrok na swoją żonę, a z jego twarzy wyczytałem, że ma ochotę się roześmiać.
- Powiedz mu –
rzucił.
Kostka odstawiła
kawę na stół i przez krótką chwilę milczała, najwyraźniej układając coś w
głowie. W końcu – ku mojej uldze – zaczęła mówić.
- Wiesz, co
dziś jest? – zapytała. Przełknąłem ślinę. Już na początku zorientowałem się, w
jakiej sprawie to przyjechali.
- Tak. Prima
Aprilis.
Wywróciła
oczami.
- Nie –
odparła, uśmiechając się lekko. – Dobrze wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że
dziś są urodziny Poli. Dwudzieste.
Na dźwięk
imienia młodej Tomaszewskiej coś we mnie się poruszyło. Jakiś stary, dawno nie
używany mechanizm zaczął funkcjonować.
- I co w
związku z tym? – spytałem. Tym razem odezwał się Krzysiek.
- Nie uważasz,
że czas to zakończyć?
Pytanie
zawisło w powietrzu. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do czajnika. Parę
minut później z kubkiem kawy usiadłem z powrotem obok nich.
- To była
decyzja Poli – wyjaśniłem. – Uznała, ze tak będzie lepiej. Jak widać jest.
- Idiota –
prychnęła Konstancja. – Myślisz, że gdyby uznała, że popełniła błąd,
przyznałaby się do tego? A powiem ci w sekrecie, że jej ciężko wytrzymać.
Powinieneś już dawno tam być. Rozumiem, że chciałeś uszanować jej decyzję, ale…
ale… - opadła ciężko na krzesło, przestając wymachiwać rękami. – Simon, dokończ.
- To jest
Pola. Wiesz, jaka ona jest.
Aż za dobrze.
Na chwilę
wbiłem wzrok w swój kubek. Myślałem. I wymyśliłem.
- To jest
Prima Aprilis, tak? – spytałem. – Kiepski żart.
Ich twarze
wskazywały na to, że chyba jednak nie żartują. Simon wyglądał, jakby się
gotował.
- To my się
staramy, szukamy opieki dla dzieci i tłuczemy się przez pół polski, żebyś ty
teraz stwierdził, że to jest żart?! – krzyknął. – Grzebiemy ci w szafie, żeby
cię spakować, tankujemy ci samochód do pełna, przygotowujemy wszystko, żebyś ty
stwierdził, że to żart?!
Grzebali mi w
szafie?
- Młody –
kontynuował Simon, kręcąc głową. – Dwóch na jednego to niezbyt korzystny układ.
Radzę ci się stąd zabierać i zapieprzać nad morze. Już.
- Ale…
- Kochasz ją?
- Kocham –
odparłem bez wahania. Niemiec rzucił mi kluczyki. Obrzuciłem wzrokiem
wszystkich po kolei, po czym zacisnąłem pięść na czarnym przedmiocie, który
trzymałem w dłoni.
Wychodząc,
słyszałem jeszcze, jak Kostka mówiła, że się martwi, że niespełna
dwudziestolatek będzie jechał przez całą Polskę. Simon uznał, iż mogą mnie
śledzić. Krzysiek prychnął.
- Chociaż raz
im nie przerywajcie.
Dochodziła
osiemnasta, kiedy zaparkowałam pod blokiem, w którym mieszkałam. Byłam
zmęczona, bo po treningu wstąpiłam jeszcze na zakupy do supermarketu. Jak chodzenie
między półkami pełnymi jedzenia może zmęczyć… Wyszłam z auta i spojrzałam w
górę. Aga – moja współlokatorka już była w domu, o czym świadczyła jasna łuna z
kuchennego okna. Wyciągnęłam siatki z zakupami z tylnego siedzenia i ruszyłam
do drzwi. Dla odmiany wybrałam windę. Starość nie radość. A dziś wybijała mi
dwudziestka. Już się nie mogłam doczekać sobotniej imprezy.
Otworzyłam
drzwi i weszłam do mieszkania. Przywitał mnie cudowny aromat kawy. Rozmarzyłam
się.
- Aga, ja też
poproszę! – krzyknęłam, rozwiązując trampki.
- Spoko.
Tylko że to
nie była Aga. Z wrażenia aż musiałam się wesprzeć o ścianę. Nie zdejmując
kurtki, ruszyłam do kuchni za znajomym głosem. Stanęłam w drzwiach i ujrzałam
blondyna stojącego przy kuchennym blacie.
- Słodzisz?
- Pół łyżeczki.
Złapałam się
framugi i zacisnęłam oczy, po czym przetarłam je, uszczypnęłam się w rękę i na
powrót podniosłam powieki.
-
Okręgi styczne zewnętrznie – odległość między środkami tych okręgów jest równa
sumie długości ich promieni.
|S1S2| =
r1 + r2
Stała w
drzwiach, patrząc na mnie jakby zobaczyła ducha. Z otwartymi, malinowymi,
miękkimi ustami i wytrzeszczonymi oczami wyglądała zabawnie. Zmieniła się.
Jakby… wydoroślała. Twarz miała poważną, w oczach brakowało dawnego błysku.
Włosy sięgały jej już do pasa. Schudła – zapewne przez większe natężenie
treningów – ale jednocześnie jej sylwetka stała się bardziej kobieca, pewnie
przez dodatkowe parę centymetrów w biuście. Zniknęła jej czarna, skórzana
kurtka, zniknęły obcisłe rurki. Jedyną znajomą rzeczą były czerwone trampki.
Nowe, ale jednak stare.
Powoli, jakby
z niedowierzaniem uniosła lekko kąciki ust w górę. Mimo że pełnym uśmiechem
tego jeszcze nazwać nie można było, poczułem, jak w sercu robi mi się ciepło.
Uśmiechał się.
Blond włosy miał takie, jakie zawsze mi się u niego podobały – nie za długie,
nie za krótkie. Wydawało mi się, jakby był trochę wyższy niż rok temu, a przede
wszystkim bardziej widoczne stały się jego mięśnie. Nawet jego twarz się trochę
zmieniła – już nie była chłopięca. Ale uśmiech, który zawsze uwielbiałam, w
którym się zakochałam, nadal tam był. Całujące usta, równiutkie, białe zęby,
dołeczki, lekko przymrużone oczy – wszystko na swoim miejscu.
Gdy już
upewniłam się, że nie mam jakichś omamów, zdołałam z siebie wycisnąć kolejne
zdanie.
- Co ty tu
robisz? – zapytałam, wciąż zszokowana.
- Nie cieszysz
się?
- Cieszę, ale…
- Wpadłem na
twoje urodziny. Cieszę się, że się cieszysz – rzucił, wyszczerzając zęby w
pięknym, szerokim uśmiechu.
- A jak się tu
dostałeś?
- Twoja
koleżanka mi pomogła. Tak na marginesie, pojechała odwiedzić rodziców i najprawdopodobniej
zostanie tam na noc – wyjaśnił. Westchnęłam cicho. Uśmiech zniknął. Mężczyzna
przekrzywił głowę, przyglądając mi się badawczo. – Jesteś jeszcze piękniejsza
niż byłaś – oznajmił z zachwytem. Serce mi zadudniło w piersi. – Musimy
porozmawiać.
Nie mogłam już
dłużej udawać. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Poczułam łzy szczęścia
napływające mi do oczu i ruszyłam z miejsca w stronę Kuby. Rozłożyłam ręce…
-
Okręgi przecinające się – odległość między środkami tych okręgów spełnia
nierówność podwójną.
r1 – r2
< |S1S2| < r1 + r2
…i przytuliłam
się do niego, łkając cicho i wdychając zapach jego perfum. Blondyn zamknął mnie
w szczelnym uścisku.
- Przepraszam
– wyszeptałam, mocząc mu koszulkę. – Przepraszam, przepraszam, prze… - nie
dokończyłam, bo zasłonił mi usta dłonią.
- Ja też.
Powinienem był to zrobić już dawno – powiedział, unosząc mój podbródek. – Dalej
kochasz tego idiotę?
- Kocham. Mój
ci on jest – powiedziałam.
- Więc
przestań płakać. A pamiętasz?
Zmarszczyłam
brwi.
- Co?
- To miejsce…
- …w piwnicy u
dziadka…
Uśmiechnął
się. Znowu.
- Kiedy przychodziła
jesień, zrzucali tam węgiel i jabłka – zaśpiewał.
- I tam… I…
Wszystko
stanęło mi przed oczami. Nie byłam w stanie dokończyć wersu mojej ukochanej
piosenki, bo rozpłakałam się jeszcze bardziej. Popiwczak pociągnął mnie na
kanapę, a ja cały czas mu tłumaczyłam, że nie wiem, jak ja mogła bez niego
wytrzymać, że go kocham, że jestem idiotką, bo wszystko spieprzyłam, że go
kocham, że nie mogę wytrzymać bez niego, że go kocham, że nawet mi nie będzie
przeszkadzał ten cholerny dystans… I chciałam na odmianę dodać, ze go kocham,
ale zatkał mi usta – tym razem nie dłonią, ale swoimi ustami, które poczułam po
raz pierwszy od prawie roku. A było to takie cudowne uczucie, że aż mi zaparło
dech w piersiach i musiałam na chwilę przerwać, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Już koniec?
– zmartwił się Kuba. Uśmiechnęłam się przez łzy i usiadłam mu okrakiem na
kolanach.
- Nie.
Początek.
-
Okręgi pokrywające się – okręgi o wspólnym środku i jednakowych promieniach.
S1 = S2;
r1 = r2
Niepewnie i z
lekką obawą położył mnie na łóżku, po czym nachylił się i zaczął mnie całować
po szyi. Wspomniałam na słowa, które kiedyś usłyszałam od Kostki: „jak cię
facet zacznie w szyję całować, to po tobie”.
Właśnie,
Kostka.
- Hej –
szepnęłam.
- Hm?
- Jest jakaś
pewność, moja siostra i Simon tu nie wpadną?
- No nie wiem…
Jechali za mną.
- Co?! –
krzyknęłam, a Kuba parsknął śmiechem.
- Prima
Aprilis.
-
Okręgi styczne wewnętrznie – odległość między środkami tych okręgów jest równa
wartości bezwzględnej z różnicy długości ich promieni.
|S1S2| =
|r1 – r2|
Powoli
otworzyłam oczy, obawiając się, że to wszystko, co się wydarzyło, mogło być
snem. Nie było. Kuba leżał obok mnie, chrapiąc cicho. Jego naga klatka
piersiowa powoli wznosiła się i opadała. Jakby wyczuł, że się obudziłam, bo
zaczął się ruszać i po chwili spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Uśmiechnął
się do mnie.
- Jesteś –
powiedział.
Pokiwałam
głową, opierając głowę na jego torsie. Dłonią zaczął masować moje plecy, a ja
odprężyłam się i westchnęłam.
- Jak dużo
czasu jeszcze mamy? – spytałam. Zmrużył oczy, niezbyt rozumiejąc, o co mi
chodzi. – Jutro gracie mecz o Mistrzostwo Polski. Niedługo musisz wracać.
- Musisz być
taką realistką? – mruknął, zerkając na zegarek. Dochodziła ósma. – Psujesz
piękną chwilę.
- Prze…
- Dobra,
skończ – przerwał mi, po czym przyciągnął mnie do siebie.
-
Okręgi rozłączne wewnętrznie (jeden z nich leży całkowicie w drugim) –
odległość między środkami tych okręgów jest mniejsza od wartości bezwzględnej z
różnicy długości ich promieni.
|S1S2|
< |r1 – r2|
- Będziesz
pamiętać? – zapytał, stojąc w drzwiach. Wiedziałam, że chce zostać, ale nigdy w
życiu bym na to nie pozwoliła. Miał arcyważny mecz.
- Tak, kochasz
mnie. Będę.
Otworzył usta,
żeby coś powiedzieć, ale po chwili zmienił zdanie.
- Pola,
obiecujesz…
- Obiecuję.
- Już nigdy?
- Nigdy.
-
Szczególnym przypadkiem okręgów rozłącznych wewnętrznie są okręgi
współśrodkowe. Mają one…
-
Pola, do jasnej cholery, skończ mi recytować definicje.
-
To co mam robić?
-
Chodź się całować.
∞
Definicje zaczerpnięte ze Słownika „Matematyka”
wyd. Greg.
Yeap, rozszerzona matematyka zobowiązuje :3 Nie mogłam ich tak zostawić. Co jak co, ale z nimi się zżyłam. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. I trzymajcie się, bo to nie koniec, coś jeszcze od nas będzie!
Ściskam i całuję!
bluśka
aaaaaaaaawwwwwww wiedziałam, że oni nie mogą być osobno:) Dzięki!
OdpowiedzUsuńo masz szczęście, że wrócili do siebie <3
OdpowiedzUsuńOo i tego mi brakowało w epilogu! :D
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ♥.
OdpowiedzUsuńo jeny, dziękuję tak bardzo bardzo za to, że to wstawiłyście. Po epilogu sama sobie dopowiedziałam, że sa razem, no bo co by to było, jakby oni nie byli razem? Żal. Dziękuję ♥
jest mi tak cholernie miło, wiecie? miałam waszego bloga w zakładce ale nie mogłam się zmusić do przeczytania. przyjaciółka opowiedziała mi tą historię jakiś czas temu dlatego mnie do tego nie ciągnęło. ale dziś się przełamałam. czytałam to przez dziewięć godzin. umieram ze zmęczenia ale jestem cholernie szczęśliwa. bo końcówka jest zupełnie inna niż ta opowiedziana przez przyjaciółkę. bardzo się cieszę że napisałyście ten rozdział. jest idealny. pokazuje że prawdziwa miłość trwa wiecznie. dziękuję Wam bardzo za tą historię.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
O kurczę! Ale się cieszę :) No ja wiedziałam, ze aż tak głupi to oni nie są, żeby to wszystko zmarnować... Czekam na kolejną niespodziankę. Ola
OdpowiedzUsuń