niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 52

Pola
Szymek chodził w tę i z powrotem po szpitalnym korytarzu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Ja wprawdzie siedziałam na krzesełku, ale mój duch spacerował razem z Niemcem. Ręce mi drżały, a w chorej i zniszczonej przez Kubiaka wyobraźni pojawiały się różne scenariusze. Złe scenariusze.
Die Kinder – szepnął po raz kolejny szwagier, siadając obok mnie i ukrywając twarz w dłoniach. Spodziewałam się, że wstanie i wróci do przerwanej czynności, jak to zrobił kilka razy przez ostatnie dwie godziny. Tym razem, dla odmiany, został na miejscu i z bezsilności oparł głowę na moim ramieniu. – Die Kinder.
Ja, natürlich.
Nie miałam nawet najmniejszej ochoty tłumaczyć po raz kolejny, że porozmawia o tym z Kostką, kiedy już będą sobie wszystko wyjaśniać. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i podniosłam się gwałtownie. Z Sali, w której leżała Kostka, wyszedł starszy doktor. Siwe włosy miał tylko na bokach głowy, a krótko przystrzyżona bródka okalała jego twarz. Zobaczył nas i uśmiechał się pogodnie. Poczułam, jak kamień spada mi z serca. Nie uśmiechałby się chyba w ten sposób, gdyby z Konstancją coś było nie tak. Doskoczyłam do niego pełna nadziei.
- Państwo są rodziną Konstancji Tomaszewskiej? – zapytał. Bez sensu. Przecież to wiedział. Trułam mu dupę już pół godziny temu. Pokiwałam głową, choć była to półprawda. No, ale Szymek niedługo też się będzie zaliczał do naszej rodziny. Już ja o to zadbam.
- Czy wszystko z nią w porządku? Co jej jest?
- Wszystko w porządku. Nie istnieje zagrożenie życia zarówno jej, jak i dzieci. Możecie z nią porozmawiać. – Zdjął okulary, przetarł je chusteczką, przeprosił nas i powiedział, że musi iść, bo ma kolejnego pilnego pacjenta.
Odwróciłam się w stronę Szymka. Spojrzeliśmy na siebie i bez słów padliśmy sobie w objęcia. Dopiero teraz poczułam, jak całe napięcie ze mnie uchodzi. Westchnęłam głośno i wyjaśniłam Szymkowi, co mówił doktor.
Die Kinder – sapnął Szymek, uwalniając mnie ze swoich ramion. Otarłam łzy, które mimowolnie wypłynęły mi na policzki.
Ja – powiedziałam z uśmiechem. – Deine Kinder, Simon. Go to Kostka. I will wait for my turn.
Odwzajemnił uśmiech i zmierzwił mi włosy.
Danke. Danke für alles – szepnął, po czym stanął przed drzwiami i wyciągnął rękę w stronę klamki. Zawahał się przez moment. – Meine Kinder –powtórzył, potrząsnął głową z niedowierzaniem i wszedł do środka.
Okej, believe it or not, jeśli się nie pogodzą, zamknę ich w izolatce.
- Cześć, Kuba – powiedziałam do blondyna, który właśnie wszedł przez drzwi na oddział wraz z Kubiakiem.
- Jak jest? – zapytali obaj jednocześnie. Uśmiechnęłam się z ulgą i powtórzyłam to, co mówił lekarz. Wszystko było w porządku. Popiwczak podszedł i mnie mocno przytulił, Kubiak uniósł brwi, a ja mu wystawiłam język. Wzruszył ramionami i usiadł na krześle, oddychając z ulgą.
Kostka
Strach ma zawsze wielkie oczy. Po przerażeniu z mojej strony przemieszanego z bólem i rozpaczą, szybkiej interwencji lekarzy sytuacja została opanowana. Starszy pan, który zajmował się moją osobą opuścił pomieszczenie kiedy w jego opinii nic nie zagrażało naszemu życiu. Może to był jakiś znak, abym nie opuszczała Jastrzębia. Może miało się zdarzyć jeszcze coś co sprawi, że chociaż doczekają się miłości taty.
Zastanawiałam cię co z Polą. Michał na pewno jej powiedział. Miałam nadzieję, ze się nie obwiniała. To nie była jej wina. Jeśli już to, że znajdowałam się w nieprzyjaznej, szpitalnej sali było wyłącznie moją winą.
-Nie róbcie tak więcej. –pogładziłam lekko wypukły brzuch przez beznadziejną szpitalną koszulę. –Już będę grzeczna, ale wy też musicie. Nie możecie mi tego zrobić… - zagryzłam dolną wargę, podnosząc wzrok. W tym samym momencie zdecydował się przemówić.
-Jednak masz jakieś uczucia. – odezwał się cicho. Zamrugałam parokrotnie, zdziwiona jego obecnością. –Meine Kinder, Unsere Kinder.
Może i niemiecki nie był moją bajką, ale mogłam się domyślić, co to znaczy. Wiedział. Inaczej nie byłoby go tutaj.   
Pola. Musiała go zawiadomić. Musiała mu o wszystkim powiedzieć. Jakby nie mogła trzymać języka za zębami.
-Czego chcesz? – siliłam się na neutralny ton. Zmrużył oczy, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Należą mi się jakieś wyjaśnienia. – powiedział twardo. Tylko on potrafił mówić tak twardym tonem, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Było to melodią dla moich uszu. Wziął taboret spod przeciwległej ściany i ustawił go przy moim łóżku. Usiadł na niego. Spojrzałam na niego, ale nic nie powiedziałam. Wiedział, co miał wiedzieć. Moim problemem jednak nie było to, że nie chciałam z nim rozmawiać. Nie mogłam wydobyć z siebie dźwięku mimo, że nieznacznie poruszałam wargami. Nie byłam wstanie. Chciałam, żeby trwało to wiecznie. Miałam wrażenie, że jak wszystkiego się dowie to odejdzie.
-Powiedz coś… - poprosił po jakimś czasie, w którym wpatrywaliśmy się w siebie jak w obrazki. Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie do sali weszła lekarka, która również zajmowała się nami w chwilach zagrożenia.
-Wszystko dobrze? – zapytała przyciągając aparaturę. Pokiwałam głową, wlepiając w nią wzrok. –Niech się pan nie martwi. Żona jest w świetnych rękach. – uśmiechnęła się do niego delikatnie. Nie powiedział nic, bo przecież nie rozumiał, ale chyba domyślał się, co ona chce zrobić. Stanął w nogach łóżka a mi zostało wykonane jedno z podstawowych badań. Na monitorze pojawiły się dwie postacie, spokojnie przebywające w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Młoda lekarka, o jasnych włosach ściągnęła brwi.
-Wszystko w porządku? – zainteresowałam się nerwowym tonem.
-Tak. –uśmiechnęła się. –Spokojnie.
-Unsere Kinder . – wymruczał rozgrywający. Kobieta w białym kitlu spojrzała na niego jak na kosmitę.
-Jest Niemcem. – wyjaśniłam. Pokiwała głową, odstawiła aparaturę i opuściła pomieszczenie.
-Najpiękniejsza chwila w moim życiu. – popłynęło z jego ust. Jego głos drżał.
-Możesz już iść. – zacisnęłam powieki, aby jak najdłużej powstrzymać łzy. Nie mogłam pokazać swojej słabości. On jednak postawił swoje krzesełko powrotem i wlepiał we mnie swoje radosne, ciemne ślepia.
-Idź do tej swojej cizi i zostaw nas w spokoju. – wymamrotałam i odwróciłam się do niego tyłem. Starałam się nie płakać. Leżałam na samym skraju łóżka, jak najdalej od niego, aby nie przyzwyczaić się do jego obecności. Usłyszałam jak wstaje. Nie wyszedł jednak tylko obszedł łóżko i znalazł się przy mnie. Kucnął, aby być na tej samej wysokości, co ja.
-Nie ma żadnej innej. – pocałował mnie w czoło. –Jesteś tylko ty… tylko wy. – poprawił się po chwili.
-Przepraszam. – wymamrotałam. –Przepraszam za moje tchórzostwo… za to, że cię zraniłam, za wszystko…
-Już dobrze. – pogładził mnie po włosach. –Jestem tu i nigdzie się nie ruszę. Nie płacz. – pochylił się i niepewnie(nie pytajcie skąd to wiedziałam, bo po prostu wiedziałam) pocałował mnie w kącik ust. Przesunęłam lekko twarzy i zachłannie wpiłam się w jego usta. Nasze języki, stęsknione siebie, tańczyły dziko.
-Kocham cię. – powiedzieliśmy sobie w tym samym momencie. 
Pola
Czekałam pod drzwiami, nerwowo  stukając butem w podłogę i co minutę wyciągając telefon, żeby sprawdzić, która godzina. To było najdłuższe dziesięć minut w moim życiu. Moi towarzysze broni przyglądali mi się ze spokojem, a Kubiak parsknął śmiechem, gdy doskoczyłam do wychodzącej lekarki i zapytałam, czy się pogodzili. Najpierw zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
- Nie wyglądali na skłóconych, to pewne – powiedziała po chwili.
Od kiedy wyszła, minęły całe trzy minuty, a ja nie wytrzymałam. Powstałam, spojrzałam na chłopaków i oznajmiłam władczym tonem, że wchodzimy. Unieśli brwi, ale nie zaprotestowali. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi w najwłaściwszym z właściwych momentów – Simon i Kostka właśnie byli w trakcie procesu wymiany bakterii.
- No cześć, słoneczka – przywitałam ich. Wielki kamień po raz kolejny spadł mi z serca. Raz, że Kostka wyglądała na zdrową i radosną, dwa, że wreszcie, po moich długich staraniach, ta dwójka osłów do siebie wróciła. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie oglądając się na Kubę i Michała, podeszłam do łóżka siostry. – Jak się czujesz? – spytałam.
Kątem oka dostrzegłam, jak jej dłoń zaciska się mocniej na dłoni Niemca. Uśmiechnęła się szczerze – po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Wspaniale. Jak nigdy – odparła, po czym dodała bezgłośne „dziękuję”. Wzruszyłam ramionami i poprawiłam jej grzywkę. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przeniosłam wzrok na jej wypukły brzuch. Bliźniaki w końcu poznały ojca. A ojciec, jak można było łatwo wyczytać z jego twarzy, był w siódmym niebie. Albo i jeszcze wyżej.
Przesiedzieliśmy tam dobre trzy godziny, podczas których odzyskałam grunt pod stopami. Kostka już nie zamierzała nigdzie wyjeżdżać (a nawet jeśli, Simon szybko i skutecznie wybiłby jej to z głowy). Nie musiałam wybierać między powrotem do rodziców a zamieszkaniem u Kubiaka. Do tego wreszcie poczułam, że wszystko jest w porządku, patrząc na promieniejącą Konstancję. Simon dziękował Michałowi za to, że zaopiekował się Kostką i przywiózł ją do szpitala. Kubiak uznał, że był to jego święty obowiązek. Westchnęłam głośno i oczy wszystkich skierowały się na mnie.
- Co? – spytała Konstancja, unosząc brwi.
Nieoczekiwanie puściły mi nerwy. Moje ręce zaczęły się trząść, a oczy zaszły łzami. Siostra podniosła się na łóżku i zbliżyła, po czym objęła mnie ramieniem. Przytuliłam się do niej, mamrocząc, że wreszcie to wszystko się skończyło, że nie będę musiała patrzeć, jak się oboje męczą, że Kostka nie będzie samotną matką i nie wyjedzie, że Szymek skończy się upijać, że stworzą szczęśliwą rodzinę. W odpowiedzi usłyszałam wyszeptane do ucha „przepraszam”.
- No skończ już, Młoda – powiedział Szymek, przytulając mnie z drugiej strony. Wprawdzie nie mógł zrozumieć moich wypowiedzianych w pełni po polsku słów, ale mógł się za to domyślić. – Okres masz?
Zaśmiałam się przez łzy i uderzyłam go pięścią w klatce piersiowej.
- Spadaj – powiedziałam. Nie musiał wiedzieć, że trafił w dziesiątkę.
W końcu do sali weszła lekarka i oznajmiła nam, że powinniśmy już wyjść, bo pacjentka musi odpocząć. Szymek chciał zostać przy niej na noc, ale zezwolenia nie otrzymał, mimo iż starał się być przekonujący. Następnie oficjalnie oznajmił, że przyjdzie tu już z samego rana.
Kuba wziął mnie za rękę, podszedł do Kostki i zapytał, czy mogę nocować u niego. Ona zmarszczyła brwi, obrzuciła nas czujnym spojrzeniem, zapytała, czy wujek Marcin jest w domu, a gdy uzyskała potwierdzenie, zgodziła się. Wiedziałam, że gdy tylko wyjdziemy, zadzwoni do wujka.
Kubiak powiedział jej, że ma być grzeczna, a następnie zmierzwił jej rudą czuprynę.
Wyszliśmy ze szpitala. Simon i Michał stwierdzili, że idą świętować tacierzyństwo Niemca. No cóż, upijać się ze szczęścia mu nie zabronię. Rozejrzałam się dookoła. Śnieg błyszczał w świetle księżyca i latarni, a ja nagle zapragnęłam zrobić coś głupiego. Wysunęłam dłoń z uścisku Kuby, ruszyłam w stronę miejsca, gdzie śnieg nie był przeorany odciskami stóp, po czym padłam w biały puch i zaczęłam machać nogami i rękami jak głupia. Popiwczak przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na ustach.
- No co się tak patrzysz? Tobie też wolno – rzuciłam. Długo namawiać nie musiałam.
Po chwili wstaliśmy, odsunęliśmy się na odległość paru kroków i popatrzyliśmy na swoje dzieło – dwa aniołki na śniegu. No, tego o nas nie można było powiedzieć.
- Więc co teraz? – zapytał blondyn, kiedy ruszyliśmy w stronę mieszkania jego i wujka Marcina.
- Teraz? – Zamyśliłam się na chwilę, po czym szarpnęłam za materiał jego kurtki i zbliżyłam jego twarz do swojej, na której widniał figlarny uśmiech. – Teraz będziemy się całować.
Kostka
Tej nocy również nie mogłam spać. Tym razem jednak nie przez tęsknotę, smutek i wściekłość, ale ze szczęścia. Miałam wrażenie, ze jest to sen. Nie chciałam się obudzić. Wydawało się, ze wszystko się ułożyło mimo, że na to nie zasłużyłam. Wydawało mi się, że ta noc ciągnęła się w nieskończoność. Poranek również był niesamowicie długi. Szpitalne jedzenie pozostawiało wiele do życzenia, ale przemogłam się i zjadłam trochę. Nie mogłam się doczekać kiedy przyjdzie. Czy w ogóle przyjdzie.  
Wpatrywałam się w wiszący na ścianie zegar, który wskazywał godzinę za pięć dziesiąta kiedy drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Simon. Ściągnął skórzaną kurtkę, którą położył w nogach łóżka i podszedł bliżej. Miał na sobie czarny sweter. Pochylił się nade mną a ja wpiłam się w jego usta. Chociaż to było mi wolno.
-Bo pomyślę, że się stęskniłaś. – powiedział wesoło. Wymruczałam pod nosem coś dla niego niezrozumiałego i spuściłam wzrok.
-Przepraszam, że dopiero teraz przyszedłem… - zawahał się na chwilę. Dopiero teraz zorientowałam się, że przyniósł coś ze sobą. Z papierowej torby z logiem jakiegoś nieznanego mi sklepu wyciągnął różowe i niebieskie śpioszki. Oszalał.
-Nie mogłem się powstrzymać. – stwierdził, rozkładając je na szpitalnym przykryciu. Westchnęłam cicho, biorąc do ręki niebieskie śpioszki.
-Jesteś…
-Kochany. – dokończył za mnie, wyszczerzając się radośnie.
-Szalony. – zmrużyłam oczy. –Przecież jeszcze szmat czasu.
-Zleci. – stwierdził pewnym, siebie głosem. – Jak ja za tobą tęskniłem. – westchnął. –Spuścić cię z oczu na jakiś czas… - pokręcił głową z dezaprobatą.
-Do tego tanga trzeba było dwojga. – pokazałam mu język. –Śliczne są.
-Kiedy wracasz do domu? – jego twarz stężała. Bał się, że znowu przytrafi nam się coś podobnego. Poniekąd tu byliśmy bezpieczni.
-Być może dziś. – wzruszyłam ramionami.
-Byłem też w klubie, wszystko załatwiłem. – wyszczerzył się. –Wystarczy tylko zwolnienie zanieść. Czasem nie myślisz racjonalne, wiesz? Trzeba było im powiedzieć. Przecież te mecze mogły być dla was groźne!
-Przesadzasz. – westchnęłam.
-Ja przesadzam? – zmarszczył brwi. –To nie jestem rozchwianą emocjonalnie kobietą. – pokazał mi język. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Masz szczęście, ze cię kocham i nie zniosłabym, gdybym znów cię straciła. – powiedziała cicho. Nigdy nie lubiłam przyznawać się do swoich uczuć i mówić o nich.
-Porozmawiamy na ten temat w domu. – uciął, uśmiechając się lekko. –A potem będziemy żyli długo i szczęśliwie.

19 komentarzy:

  1. Nareszcie! Jestem taka szczęśliwa, że nie powiem już więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałoby się rzec NO NARESZCIE;) No żeby musiało minąć tyle czasu żeby Simon dowiedział się o dzieciach i to jeszcze za pomocą Poli??;O Mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze;)
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  3. No i nadszedł czas sielanki :)
    Jak dobrze że wszystko się ułożyło i znowu są razem i dzieciom nic nie jest :)
    Mam tylko nadzieje że blog się szybko nie skończy, bo naprawdę się do niego przyzwyczaiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle super*.*
    Wreszcie sielanka<3 Jacy on i są kochani:*
    A Poli odwala jak ma okres xD
    Simonek bd cudownym tatą :P
    Czy już tak bd ,ze rozdziały co 2 tyg.? :c
    Lolkaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że wszystko musi się dobrze ułożyć. Przecież innej opcji nie było. ; )
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale słodziutko się zrobiło :3 Czekałam na to całe 2 tygodnie, ale było warto (:
    Ciekawa jestem teraz co będzie w kolejnych rozdziałach (:
    Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie jest ;) watro było czekać ;* jest cudownie, oby im się teraz układało bez żadnych przeszkód ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju ale super <3 mam nadzieje ze stworza wspaniala rodzine :) uwielbiam was i ten blog! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie, nareszcie :))) Cały czas się bałam o to czy Kostka czegoś jeszcze nie wywinie w tym szpitalu i nie odtrąci Szymka na całe szczęście nic takiego jej do głowy nie przyszło. O tak popieram Simona a teraz będą żyli długo i szczęśliwie. Widać też że z Poli spadł ogromny ciężar bo to nie byłą o jakaś tam błahostka i mnie samej przyszła ochota na robienie aniołków w śniegu :

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde i teraz każda z czytelniczek uświadomiła sobie jakie to nudne życie wiedzie (:
    Szymek jest kochany i wiedziałam że będzie zachwycony :3
    Już nie mogę doczekać się kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. będzie dzisiaj rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. właśnie kiedy kolejny bo tu czekam i czekam a tu nic :(

    OdpowiedzUsuń
  13. ehhh... a ja tak czekałam :( Kasia

    OdpowiedzUsuń
  14. będzie dziś rozdział??????

    OdpowiedzUsuń
  15. Na przykład teraz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy, że jesteśmy uciążliwe, ale jeszcze rozdziału nie skończyłyśmy ;)
      iśka

      Usuń