niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 49

Kostka
Czujne oko Apolonii bacznie obserwowało moją postać. Oddychałam głośno, bojąc się, że powie coś co wskazywałoby na to, że Kuba nie dotrzymał słowa. Nic takiego nie nastąpiło przez kilka najbliższych dni, więc młody dotrzymał słowa. Byłam mu za to wdzięczna. Od tamtej pory ani razu nie pomyślałam o nich w jakiś nieodpowiedni sposób. Naprawdę żałowałam tamtej myśli.
Czasem widziałam go na treningu kiedy patrzył w szybę a potem odwracał wzrok. Za każdym razem uśmiechałam się do niego, aby wypracować jakiś odpowiedni punkt wyjścia, który pozwoliłby mi na odpowiednią rozmowę. Jego chłód utwierdzał mnie w tym, ze nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Jednak musiałam mu powiedzieć. Tylko jeszcze nie teraz. Jeszcze nie czas.
Wraz z Michałem siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakąś beznadziejną komedię. Kubiak miał potrzeby i nalał nam wina. Skrupulatnie odmawiałam, a on patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Moja odmowa była dla niego nowością.
-Czemu się nie napijesz?
-Bo nie. – założyłam ręce na piersi. Ostatnio starałam się nosić szerokie bluzy, zwłaszcza do pracy.
-Sam pić nie będę. – oburzył się. – Zawsze ze mną piłaś.
-Nie mogę.
-Dlaczego?
-No, bo kurwa nie! – warknęłam, wstając z kanapy. Kubiak spojrzał na mnie spode łba po czym pociągnął mnie za rękę czym zostałam zmuszona do ponownego zajęcia miejsca obok niego.
-Tak trudno ci powiedzieć, że nie masz ochoty na wino? – uniósł brew. – Nic się nie zmieniłaś.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego uważnie.
-Jestem w ciąży, miśku.
Zastygł w bezruchu. Patrzył na mnie mrużąc oczy. Nie wiedział co powiedzieć. To chyba była ostatnia rzecz jakiej się po mnie spodziewał.
-Cccoo? – wyjąkał po chwili. Zachowywał się jak facet, który dowiedział się o nieplanowanej ciąży swojej wybranki. Był lekko zszokowany. Teraz zostawało pytanie czy się ucieszy czy też nie. Zresztą mało mnie to obchodziło, bo  był najwyżej wujkiem. Ojcem chrzestnym jednego z moich dzieci. Moje dzieci. Brzmiało to dziwnie, irracjonalnie, ale pięknie.
-No w ciąży jestem. – oparłam się o oparcie kanapy. –Nie mogę pić.
-Z Simonem?
-Nie, jestem wiatropylna. – warknęłam, poirytowana. Uniósł jedną brew i zaczął się śmiać jak opętany.
-Oczywiste, że z Simonem, bo zdradzić go nie mogłaś.
-Skąd wiesz?
-To nie w twoim stylu. – objął mnie ramieniem. –Ja cie… - westchnął. –Będę wujkiem.
-Ja już nie wiem co jest w moim stylu.
-Ej… - zaczął wolno. –To znaczy, ze ci nie wybaczył? Nie stworzycie rodziny dla dziecka? – patrzył na mnie pytająco. Nie miałam ochoty uświadamiać go, ze dzieci jest dwoje.  –Zaraz pójdę do gnoja i powiem mu co myślę o takich jak on! – warknął, wstając. Pociągnęłam go za rękę i zaczęłam wyjaśniać:
-On jeszcze nie wie… - powiedziałam cicho. –Czekam na odpowiedni moment.
-Aż wylądujesz na porodówce?
-Tylko mu nie mów. – zastrzegłam groźnie. –Proszę.
-Nie wiem czy dam radę… - zawahał się.
To był błąd. Michałowi Kubiakowi nie należało mówić, ze będzie wujkiem. To mogło się źle skończyć. 

 Pola
Siedziałam sobie na łóżku wraz z gitarą, na której brzdąkałam „Nothing else matters”. Zastanawiałam się nad sensem życia, matematyką i nad tym, czy powiedzieć Simonowi. Miałam przeczucie, że Kostka zdobędzie się na to za późno. Powiedziała Michałowi, a on jest jaki jest… Ale tajemnic nigdy nie wyjawia, więc na niego liczyć nie mogłam. Cholera, po co składałam głupie obietnice.
Kostka pojawiła się w drzwiach i może to na jej widok mój Gibson wydał nieczysty dźwięk.
- Pola?
- Zaiste.
- To ty robiłaś zakupy?
Pokiwałam głową. No tak. Można się było domyślić, że się do czegoś przyczepi.
- Więcej się nie dało?
- Mogłam próbować, ale by mi z wózka wypadło – odparłam, przesuwając palcami po strunach. Zmrużyła oczy, siadając na łóżku obok mnie.
- Jak tak dalej pójdzie, zbankrutujemy – stwierdziła, patrząc na mnie poważnym wzrokiem. Westchnęłam głośno, opierając się o poduszkę.
- Ale Kostka, ty musisz się teraz zdrowo odżywiać! – zaprotestowałam. Uniosła brwi.
- Gwarantuję ci, że pięć opakowań ciastek czekoladowych to niekoniecznie samo zdrowie.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęłam, albowiem Kostka miała całkowitą rację. No ale… tak bardzo kusiły, że nie mogłam się powstrzymać, zwłaszcza że od paru dni miałam przerażająco duży apetyt. Dobrze że nie musiałam się martwić tak jak Kostka.
- Przychodzi dziś Kuba? – spytała. Pokiwałam głową i jakby na potwierdzenie usłyszałam dźwięk domofonu. Zerwałam się z miejsca.
Kuba wpadł do mieszkania z reklamówką mandarynek i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Jabłka nie były zbyt ładne – wytłumaczył. – Nie gniewasz się? O, cześć Kostka – rzucił do rudowłosej. – Jak tam dzieci?
Siostra przeniosła beznamiętne spojrzenie z niego na mnie i z powrotem.
- Ciocia chce je utuczyć już a wstępie – mruknęła. Widać było po niej zmęczenie. Twarz miała bladą, włosy rozczochrane, a jej oczy się nie uśmiechały.
- Ja się troszczę – burknęłam urażona. – Kostuś, nie wyglądasz dobrze. Idź się położyć, zaraz ci przyniosę ciepłą herbatkę.
Nawet nie protestowała. Posłusznie zniknęła w swojej sypialni, a po chwili usłyszałam charakterystyczny odgłos uginającego się materaca.
- O mnie też byś się tak troszczyła? – spytał Kuba, zdjąwszy kurtkę, po czym ruszył do kuchni.
- A zamierzasz być w ciąży? – odparłam pytaniem na pytanie.
- Nie, ale chory mogę być w każdej chwili.
- Psychicznie już jesteś – rzuciłam i na widok jego oburzonej miny złapałam go za policzki i trochę je potarmosiłam. Zmrużył oczy, starając się zamordować mnie wzrokiem. Nagle chwycił mnie za nadgarstki, zmusił do zaprzestania maltretowania go i przyparł do blatu kuchennego.
- Grabisz sobie, Apollo – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy i zbliżając swoją twarz do mojej. Wzruszyłam ramionami, unosząc jeden kącik ust do góry. Jako że miałam bardzo ograniczone pole manewru i nie mogłam się wydostać, pozostała mi tylko kapitulacja. I nie powiem, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało.
Kostka
Większość dnia spędziłam siedząc z czterema literami na swoim łóżku. Nie bardzo miałam ochotę i siłę na cokolwiek. Pola zrobiła takie zakupy, że pewnie przez dwa tygodnie nie będę musiała się o to troszczyć. Chociaż z moim ogromnym apetytem mogło i na tydzień nie wystarczyć. Przynosiła mi herbatę, robiła śniadania. Troszczyła się o mnie. O nas. Byłam jej za to wdzięczna.
Wypadłam z pokoju jak strzała i spotkałam zdezorientowaną Polę, która niosła dwa czerwone kubki, zawierające parującą ciecz.
 -Pola?
 -Tak? – zmarszczyła brwi, patrząc na mnie uważnie. –Coś się stało? – powiedziała wolno. –Źle się czujesz?! – zdenerwowała się.
 -Nie. – machnęłam ręką. –Mam pytanie. – uświadomiłam ją, biorąc do ręki jeden z kubków.
 -Jakie? – zainteresowała się siostra, siadając na krześle. Obserwowała mnie uważnie, marszcząc brwi.
 -Dużo przytyłam w ostatnim czasie? – zagryzłam dolną wargę, wbijając wzrok w podłogę. Pola nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, więc zdecydowałam się spojrzeć na nią. Nadal marszczyła brwi, wpatrując się we mnie z miną myśliciela.
 -No trochę… - zawahała się. Potrząsnęłam głową w zamyśleniu.
 -Przecież nie mieszczę się w większość rzeczy. – westchnęłam. –Idiotka.
 -Spokojnie. – pocieszyła mnie, wstając i przytulając do siebie. Poklepała mnie po plecach. –Przecież to normalne. Nie odpowiedziałam jej, tylko nadal zadawalam dziwne pytania.
 -Gdybyś nie wiedziała, że jestem w ciąży to podejrzewałabyś coś?
 -Nie wiem. – wzruszyła ramionami. –Może przeszłoby mi to przez głowę.
 Znów jej nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się czy nie domyśli się sam kiedy mnie zobaczy.
 -Kiedy mu powiesz? – drążyła temat Pola. Wiedziałam, że o to zapyta. Była nie tylko ciekawska, ale martwiła się o mnie i dzieci. –Minęło już trochę czasu odkąd się dowiedziałaś. Musisz mu powiedzieć.
Znowu zamilkłam. Miała rację. Tylko, ze to było takie trudne. Pójść po tym wszystkim i powiedzieć to wszystko a potem załamać się, że mi nie wybaczył. Zresztą po co robiłam sobie nadzieję. Zasłużyłam sobie na to wszystko.
 -Siostrzyczko, musisz…
 -Po następnym meczu. – wypaliłam bez zastanowienia. –Może być?
 -I tak musisz to kiedyś zrobić. – wyszczerzyła się siostra. Wydawała się bardziej szczęśliwa z mojej decyzji niż ja. Tylko, że ja nigdy nie potrafiłam podjąć trafnych decyzji. Los zrobił sobie ze mnie jakiś podły żart.
 -Dobra decyzja siostrzyczko. – poklepała mnie po odznaczającym się pod koszulką brzuchu. –Mama w końcu podjęła dobrą decyzję. Poznacie tatę. – czułam się naprawdę dziwnie kiedy mówiła do wypukłości. –A tata pozna was i będzie naprawdę szczęśliwy. Zawsze marzył o was, ale mama miała jakieś dziwne obiekcje.
 -Skończ, co? – poirytowana założyłam ręce na piersi.
 -Przepraszam. – posłała mi nikły uśmiech. –Powiedz, że myślałaś już nad imionami. – zagadnęła mnie z innej   strony. Pokręciłam przecząco głową, co wywołało westchnienie politowania.
 -Przecież to jedna z najciekawszych spraw.
 -Nie mogę podjąć takiej decyzji sama. – broniłam się. –Jak się dowie na pewno będzie chciał mieć w tym udział i wymyśli sobie Arnolda… - pokręciłam głową z dezaprobatą. –W życiu bym się na to nie zgodziła.
 -Georg. – powiedziała Pola. –Jeśli będą chłopcy możecie dać jednemu na imię Georg. Jest fajne.
 -Pomyślę nad tym kiedy indziej.

   Pola
Kuba pojechał do rodziców z samego rana, więc po szkole miałam dużo czasu do roztrwonienia z siostrzyczką. Trwonienie to opierało się głównie na jedzeniu frytek i oglądaniu brazylijskich telenoweli na kinomaniaku. Dlaczego akurat to? A piernik wie.
- Kostuś, może przełączymy na coś innego? – zaproponowałam. Ruda machnęła ręką, wpychając sobie kolejną frytkę do ust.
- Cicho – mruknęła, wpatrzona w ekran. Wzruszyłam ramionami, opierając głowę na poduszce. Przymknęłam oczy i pewnie bym po jakimś czasie odpłynęła, ale rozbudził mnie dzwonek do drzwi. Hej, może to Simon się opamiętał?
Widziałam, że Kostka nie ma ochoty ruszyć zadka i tylko patrzy na mnie wymownie, więc mruknęłam „już, już”, wstałam i podążyłam do przedpokoju. Wyjrzałam przez judasza na korytarz i gwałtownie otworzywszy drzwi, zmierzyłam zdziwionym spojrzeniem Kubę i jego, jak się domyślałam, brata.
- Cześć! – przywitał się młody Młody. – Ty jesteś Pola?
Niemrawo pokiwałam głową, zerkając na Kubę.
- Fajnie.
Przez jakiś czas mierzyliśmy się wzrokiem, a potem trochę oprzytomniałam i wpuściłam ich do środka.
- Młody, przedstaw się – polecił bratu Kuba, zdejmując kurtkę.
- Jestem Popiwczak. Filip Popiwczak – rzucił z rozbrajającym uśmiechem. Uniosłam brwi i spojrzałam na Kubę. Wzruszył niedbale ramionami.
Kostka, która – jak się okazało – stała za mną, zapowietrzyła się z zachwytu na widok sześciolatka.
- O słodkości moje, szwagier, nie mówiłeś, że masz w domu takie cudo! – pisnęła, kucając przed Piwkiem wersją 2.0.
Kuba znów nic nie powiedział i tylko popatrzył na mnie znacząco, ruchem głowy wskazując na mój pokój. Kiwnęłam ze zrozumieniem głową.
- Kostuś, to zajmij się tym cudem pięć minut. Dorośli muszą porozmawiać – powiedziałam. Wpatrzona w dzieciaka jak w obrazek poprowadziła go do kuchni, proponując ciasteczka. Ja zaś wepchnęłam Kubę do mojego sanktuarium i zamknęłam drzwi. – Znam cię dobrze i po minie widzę, że coś jest nie halo.
Opadł na moje łóżko i z niewyraźnym uśmiechem poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, ale w takiej odległości, bym mogła widzieć jego twarz.
- Byłem u rodziców, szlag mnie trafiał, więc wziąłem Filipa i przyjechałem z nim tutaj – wyjaśnił w skrócie.
- Tak po prostu? – spytałam. Kiwnął głową. Chwyciłam jego dłoń i zamknęłam ją w swoim uścisku. – Bardzo źle jest?
Kuba westchnął. Nie da się opisać, jak bardzo mi go było szkoda. Wbił wzrok w ścianę przed nami i zaczął mówić dalej.
- Kłócą się non stop, a Filip… Wyobrażasz sobie, co on przeżywa? – zapytał. Nie odpowiedziałam. – Mnie tam nie ma, a on jest. W dodatku sam z nimi.
Przejechałam kciukiem po wierzchu jego dłoni i oparłam mu głowę na ramieniu. Usłyszałam, jak pociągnął nosem.
- Tylko się nie rozklejaj – powiedziałam. – Dobrze, że przyjechaliście. Młody trochę odreaguje, no a Kostka…
Nie dokończyłam, bo z kuchni dobiegły do nas głośne śmiechy. Wstałam i pociągnęłam Kubę za rękę.
- Chodźmy do nich – zaproponowałam. Pokiwał głową, pocałował mnie w policzek i wyszedł za mną z pokoju.
Blue: Wesołych świąt wszystkim ;)
iśka: Podpisuję się pod słowami Blue ;) 

8 komentarzy:

  1. No niech ona już mu powie o tej ciąży;) Ile można czekać;>
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Asz! Myślałam, że w tym rozdziale już mu powie :c
    Ale co tam! Będę cierpliwie czekać na reakcje Simona :D
    Weny życzę c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech wreszcie z nim pogada! On będzie zachwycony przecież.
    Tak bardzo jestem ciekawa jak dalej potoczy się ta cala sprawa z ciążą. I te wątki z Polą i Kubą są takie słodkie :D Jego braciszek pewnie coś fajnego zrobi :)
    Również wesołych świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki fajny fragment z tym Filipem, czuje że w Kosteczce budzą się instynkty macierzyńskie :) Niech tylko podzieli się z Szymkiem "dobrą nowiną" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo fajny tylko trochę krótki. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i momentu w którym Kostka powie "Szymkowi" o małych Simonkach i będą żyli długo i szczęśliwie. Do wątku Poli i Kuby mogę doczepić się tylko tyle że trochę poszli na drugi plan od kiedy wiadomo że Kostka jest w ciąży a osobiście chciałabym coś więcej (może jakaś mała kłótnia albo wypad do dziadków Kuby), ale to jest Wasze opowiadanie i biorę wszystko w ciemno co napiszecie. I jeszcze raz muszę to napisać Wasze opowiadanie jest GENIALNE ! Piszecie z taką łatwością że aż z chęciom się je czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę xD Kostka nie dość, że będzie miała bliźniaki to pewnie jeszcze nierozgarniętego Simona xDD uwielbiam to ^^ biedny Filip :C rodzice nie rozumieją, że robią mu krzywdę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo :)
      Wesołych świąt wszystkim! :*

      Usuń
  7. Poli to trzeba pomnik postawić radzi sobie ze wszystkim, a najlepiej oczywiście nad opieką swojej ciężarnej siostry. Dobrze że kostka zdecydowała sie że powie Simonowi o ciąży bo z tym nie można zwlekać. Reakcja Kubiaka była zajebista, pośmiałam się i to nieźle i ładnie Michał trzyma język za zębami :)

    OdpowiedzUsuń