Pola
Znów obudziłam
się z potwornym bólem głowy, ale tym razem był on spowodowany czymś innym. To
poczułam od razu, gdy otworzyłam oczy. Jęknęłam głośno. Nie, to nie mogło się
zdarzyć, no proszę.
- A jednak –
mruknęłam, osuwając się po kafelkach łazienkowych na ziemię. Że też musiałam
się zarazić od Kostki i Simona. Wspaniale.
Odszukałam w
kontaktach numer do Kubiaka i wykręciłam go. Nie obchodziło mnie, że jest
niedziela, a zegar wskazuje godzinę szóstą. Przecież samo to, że zaczęłam się o
niego martwić, graniczyło z Apokalipsą, więc moje działania były w pełni
uzasadnione.
- Halo? –
odezwał się zaspany.
- Michaś?
Dobrze się czujesz? – spytałam słabym głosem. Milczał przez jakieś pięć sekund.
- To pytanie
powinienem skierować do ciebie – burknął. - Patrzyłaś na zegarek?
- Patrzyłam –
odparłam. - Wyobraź sobie, że siedzę w ubikacji i nie zapowiada się na to,
żebym miała stąd szybko wyjść. I się o ciebie martwię, debilu, czy i ty się nie
rozchorowałeś.
Tym razem jego
milczenie potrwało dłużej. Jak wydać był w wielkim szoku, bo rzadko zdarzało mu
się usłyszeć ode mnie coś takiego.
- Nie –
odparł. – Jeszcze nie…
- Głupia
Kostka, głupi Simon – westchnęłam, nachylając się nad muszlą.
- Pola, bardzo
źle się czujesz? – zapytał Michał. W jego głosie chyba wyczułam troskę. Ależ my
się nagle zrobiliśmy mili.
- Strasznie –
odrzekłam, siadając z powrotem na płytkach. Fałszywy alarm.
Michał zaczął
nawijać, że chętnie by przyjechał, by mnie jakoś pocieszyć, ale wybiłam mu ten
pomysł z głowy bardzo mocnymi argumentami. Zakładając, że już się nie zaraził…
Cóż, oni też grają mecze i musi być w pełni sił, by wspomóc drużynę. Ależ ze
mnie altruistka.
- Pocieszania
mi wystarczy na tydzień – mruknęłam. Bądź co bądź wczoraj, jako mój przyjaciel,
wyciągnął ze mnie wszystko, a potem przytulił i powiedział, że wszystko będzie
dobrze. Chciał jeszcze śpiewać marleyowe „No woman no cry”, ale powstrzymałam
go przed tym, jak i przed rozmową z Kubą. Jejku, no bo czy wszyscy muszą się
wtrącać w nieswoje sprawy?
- Jeszcze za
mną zatęsknisz – powiedział Kubiak. Niemal widziałam, jak się uśmiecha.
Mimowolnie uśmiechnęłam się i ja.
- Nie wątpię –
odparłam szczerze. – A teraz muszę kończyć. Przypływ nadchodzi – dodałam, na co
zaśmiał się i rozłączył.
Kostka wstała
pół godziny później i znalazła mnie w łazience trzymającą się za brzuch. Od
razu zaczęła sobie robić wyrzuty, że powinna się trzymać z daleka, że przez nią
teraz jestem tu, a nie w łóżku, a potem poszła do kuchni i wróciła z kubkiem
herbaty miętowej w dłoniach. Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
- No to witamy
w klubie – westchnęła.
- W klubie twórców
symfonii nowoczesnych – dodałam pod nosem, unosząc kubek do ust.
Kostka
Czułam się
całkiem dobrze. Owsianka, którą zjadłam nie domagała się ujrzenia światła
dziennego, toteż Simon, odczekawszy kilkanaście minut oświadczył, że mnie
porywa. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie blada jak ściana Apolonia, nie
siedziała na łóżku z nieciekawą miną. Zaraziła się bidulka. Moje protesty na
nic się zdały. Pola oświadczyła, ze poradzi sobie sama a Simon wziął mnie na
ręce i zaniósł do auta, żebym przypadkiem się nie przemęczyła. Za nic miał to,
że przez chwile okładałam go pięściami. Tischer nie chciał nic zdradzić, ale po
paru minutach zorientowałam się, ze jedziemy do niego.
-Nie myśl, że…
- mruknęłam, kiedy parkował.
-Wcale nie
myślę. – uśmiechnął się tajemniczo.
Kiedy
wchodziliśmy po schodach, splótł nasze ręce. Otworzył drzwi mieszkania i
weszliśmy do środka. To, że nie użył kluczy powinno zapalić ostrzegawcza lampkę
w mojej głowie, ale nie zapaliło. Pociągnął mnie do pokoju gdzie siedziało dwie
starsze osoby, które rozmawiały o czymś zawzięcie. Po niemiecku. Mężczyzna z
bujnym, siwiejącym zarostem, wyglądający na trochę niższego od mojego lubego
oraz lekko posiwiała kobieta, mająca tu i ówdzie za dużo oraz ciemne tęczówki.
Dokładnie takie same, w których się zakochałam. Jego rodzice.
Widząc, że nerwowo
zagryzłam dolną wargę, ścisnął mocniej moją dłoń, żeby dodać mi otuchy i
pociągnął mnie bliżej nich. Zaczął coś mówić w ojczystym języku podczas, gdy
wbijałam wzrok w podłogę. Przedstawił mnie jako swoją dziewczynę, co dziwne nie
było.
-Simon, jak ja
mam się z nimi dogadać… - jęknęłam, gdy zamilkł. Pan Tischer, który został
przedstawiony jako Jochen, uśmiechnął się nieznacznie. –Nawet nie wiem jak jest
po niemiecku dzień dobry…
-Guten Tag. –
podpowiedział ukochany. –Przecież ja ci będę wszystko tłumaczył.
-Tego się
obawiam…
-Nie to nie. –
wzruszył ramionami. –Parę lat temu postanowili, ze jak przejdą na emeryturę to
będą podróżować po świecie, więc zapisali się na kurs angielskiego.
-Właśnie. –
wtrącił jego tata. –Nie powinno być problemów z dogadaniem.
-To dobrze.
–wymusiłam nieznaczny uśmiech, siadając na sofie obok swojego chłopaka.
Czułam na
sobie przenikliwe spojrzenie mamy Szymka – Helgi. Kątem oka obserwowałam
Simona, który z pasją opowiadał, o tym jak po raz pierwszy mnie zobaczył i jak
zabierał się do tego, żeby mnie poderwać, jak mnie wyciągnął na pierwszą
randkę. Na szczęście pominął sytuacje z Krystianem. Wszystkiego wiedzieć nie
musieli. Natomiast ja nie mówiłam nic. Czułam się obco w ich obecności.
Przynajmniej wiedziałam jak się czuł, gdy poznawał moich rodzicieli. Tylko, ze
oni polubili go od razu. Widzieli to, co wszyscy. Tu było na odwrót. Nie
odzywałam się nie pytana. Chciałam wracać do Poli i ukrywać się, póki nie
wyjadą.
-Zrobię
herbatę. – zaproponowałam po jakimś czasie, chcąc wyrwać się na chwilę.
Niestety Helga poszła ze mną. Kiedy nalałam wody do czajnika, oparłam się o
szafkę.
-Simon jest
kochliwy. – powiedziała nieprzyjemnym tonem. –Jeśli kocha to na zabój.
-Wiem.
-Nie jesteś
pierwszą, która nam przedstawia. – miałam ochotę wyjść. – Nie wiem czy wytrzyma
jeśli znów ktoś go zostawi.
-Mam sporo
wad. – powiedziałam spokojnie. – Ale kocham pani syna.
Wychowałam się na ciągłych wyjazdach najlepszego przyjaciela, więc to mi nie
straszne, a co do pieniędzy to zarabiam nie najgorzej. Radzę sobie. Kocham go. –
dokończyłam i wyszłam. Trafiłam na Simona, który zmierzał do kuchni.
-Źle się
czuję. – skłamałam. –Odwieziesz mnie?
-Jasne. –
skinął głową. Pożegnałam się z być może przyszłymi teściami i opuściliśmy jego
lokum.
Przez całą
drogę nie mówiliśmy nic. Simon uwierzył, ze znów coś jest nie tak, więc nie
męczył mnie rozmową.
-A ty dokąd? –
zapytałam, gdy wysiadłam z samochodu a on poszedł w moje ślady.
-Z tobą.
-Jedź do
rodziców i spędź z nimi trochę czasu. – powiedziałam niknąc w głębi bloku.
-Nic się nie
stanie jak przyjadę za godzinę. – dognił mnie.
-Stanie.
-Jesteś zła. –
nie pytał tylko stwierdził.
-Tak.
-Czemu?
-Bo mi nie
powiedziałeś. Wracaj do nich i naciesz się ich obecnością.- zatrzasnęłam mu
drzwi przed nosem i dołączyłam do Poli, która oglądała telewizję.
Pola
- Jedziemy do raju na haju, na front pod prąd…
- zanuciłam ponuro pod nosem T. Love i rzuciłam się na kanapę, natychmiast
przykrywając się kołdrą. Włączyłam telewizor, a że nie było powtórki żadnego meczu,
na z pozoru normalnych programach leciały seriale typu „Trudne sprawy”, na
Polsat Crime dokument, który już oglądałam, na Polsat Film jakiś romantyczny
kicz… To cofnęłam się do dzieciństwa i włączyłam bajki. A konkretnie Fineasza i Ferba. Akurat bracia tworzyli
język ferbiański.
Dochodziłam do
wniosku, że fajnie by było mieć takie beztroskie życie, kiedy usłyszałam trzask
drzwi, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wsparłam się na łokciach i spojrzałam na
przybysza.
- A ty co? –
spytałam, a Kostka zmusiła mnie do zrobienia jej miejsca na kanapie. – Znów
była jednostronna chęć do seksowania się?
- Gorzej.
Uniosłam brwi,
ale siostra tego nie widziała, bo ukryła twarz w dłoniach. Sam fakt, że nie
zareagowała na moją aluzję do ich bogatego życia seksualnego, był dość dziwny.
- To znaczy…?
Uniosłam do
ust butelkę z wodą niegazowaną, co było zdecydowanie złym pomysłem.
- Zaprosił
rodziców.
Krztusiłam się
przez dobre dwadzieścia sekund, a Kostka przerażona klepała mnie po plecach,
bojąc się, że się uduszę. W końcu całkowicie pozbawiona sił opadłam na oparcie
i przekrzywiłam głowę w stronę rudowłosej.
- Odbiło mu?
- Chyba tak –
burknęła.
Zamyśliłam się
na chwilę. No bo niby dlaczego Simon jej wcześniej nie powiedział? Zdawał sobie
chyba sprawę z tego, że Kostka takich niespodzianek nie lubi. Wolała wiedzieć o
wszystkim wcześniej. No ale skoro on woli ryzykować życiem, to trudno… Jego
głupota, nie moja.
- Ale wiesz,
Kostka, on naszych rodziców już poznał – powiedziałam, mimo że domyślałam się,
jak będzie brzmieć jej odpowiedź.
- Tylko ze
zdążył się na to mentalnie przygotować – syknęła. – A ty już nie masz co
oglądać?
Sięgnęła po
pilota z zamiarem przełączenia na inny program, ale w nagłym przypływie sił
wyrwałam jej małe, czarne pudełko i przytuliłam je do siebie
- Zostaw –
pisnęłam. Uniosła brwi, ale dała za wygraną. – I jak? Jacy oni są?
Westchnęła,
opierając głowę na moim ramieniu. Było mi okropnie niewygodnie, ale czego się
nie robi dla siostry w potrzebie. Wytrzymam.
- Chyba mnie
nie polubili…
- Och, jak tak
można? – spytałam, robiąc wielkie oczy. Bez problemu wyczuła w moim głosie
ironię i zmroziła mnie wzrokiem. – No żartuję przecież.
- Ja już się z
nimi nie chcę widzieć.
- Przykro mi,
jesteś skazana na takich teściów, bo ich się nie da wymienić – rzuciłam, za nic
sobie mając fakt, że wcale jej tym nie pocieszyłam.
- To nie są
moi teściowie.
Uśmiechnęłam
się, otulając się szczelniej kołdrą.
- Jeszcze nie.
Kostka
Wczesnym
rankiem, a może ten ranek nie był wcale taki wczesny tylko mi wydawało się, że
jest wcześnie, obudziło nas naprzemienne walenie do drzwi oraz dźwięk dzwonka.
Nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać i wpuszczać go do środka. Równie
dobrze mogła zrobić to Pola. Tak tez się stało, bo parę minut później po
korytarzu chodziła Pola, rzucając przekleństwami. Ciekawe czemu nie użył
własnych kluczy.
Simon wpadł do
mojego pokoju z bukietem czerwonych tulipanów i przyjrzał mi się badawczo.
-Kostka…
-Spadaj. –
burknęłam, nakrywając się kołdra. –Chce spać.
-Powinienem
cię uprzedzić… - powiedział cicho, siadając na łóżku.
-Powinieneś. –
warknęłam spod przykrycia. Zamknęłam oczy, licząc do dziesięciu, żeby się
uspokoić. Nie chciałam się z nim kłócić, ale nie miałam tez zamiaru tak od razu
mu wybaczać.
-Przepraszam.
-Daj mi
spokój.
-Masz kochać
mnie czy ich? – w jego głosie wyczułam podenerwowanie. Wystawiłam głowę i
spojrzałam na niego. Co, on myślał, że przyjdzie, uśmiechnie się tak, ze
zmiękną mi kolana, popatrzy na mnie ciemnymi tęczówkami i mu wybaczę? Mylił
się. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
-No ciebie.
-To co ci przeszkadza, że ich poznałaś? – zapytał marszcząc brwi.
-Bo oni mnie
nie lubią! – jęknęłam i znów się schowałam.
-Ale ja cię
lubię. – ściągnął nakrycie z mojej głowy. – Nawet za bardzo.
-Nie chcę ich
więcej widzieć. – rzekłam, kryjąc twarz w poduszce.
-Dziś wyjeżdżają
– oznajmił. – Jadą do Zakopanego. Na razie ich nie zobaczysz. Co będzie potem,
to zobaczymy.
-To dobrze. -
powiedziałam cicho. Naprawdę nie miałam ochoty oglądać więcej jego matki.
Ojca to bym przeżyła. Jochen Tischer w gruncie rzeczy był całkiem miły.
-Zgoda? –
szepnął do mojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz.
-Nie.
Pocałował mnie
w policzek i ponownie zapytał czy nadal jestem na niego zła.
-Idź, stary
pierniku, dziadku ty jeden. – warknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Przestraszony Simon odskoczył jak oparzony.
-Dziadku? –
Simon zmarszczył brwi w konsternacji. –Przecież my nawet dzieci nie mamy, ale
możemy zaraz coś na to zaradzić – poruszył charakterystycznie brwiami.
-Wyjdź. –
przeciągnęłam każda literkę.
-A może
zaczęły pociągać cię kobiety? – wstałam z łózka i spojrzałam na niego jak na to
zasługiwał: czyli jak na debila.
-Nie
wyjdziesz? – założyłam ręce na piersi. Czułam jak Simon pożera mnie wzorkiem.
–Dobra, to ja wyjdę. – jak powiedziałam tak zrobiłam.
-Kostka, no… -
jęknął, idąc za mną.
Oj biedna Pola. Że tez musiała się od nich zarazić.
OdpowiedzUsuńA Simonowi to chyba życie nie miłe, skoro Kostce robi niespodzianki szczególnie takie. Rodzice? Nic dziwnego, ze nie polubiła jego matki, nie wydawała się zbyt miła.
Też bym była zła gdyby luby nie uprzedził mnie na że za parę chwile spotkam swoich "teściów". Oczywiście Helga musiała coś odstawić, większość matek potrafi palnąć coś takiego że aż w pięty idzie. Kostka musi być twarda i pokazać mamie Siomona kto tu rządzi. Szymek na całe szczęście z opóźnieniem ale domyślił się że ta niespodzianka była dla Kostki krępująca i przybiegł przeprosić, i za to i ja go kocham. A Poli mi szkoda, naprawdę do kompletu i Kubiak mógłby się rozchorować :)
OdpowiedzUsuńSimon powinien uprzedzić Kostke ... widać że jego mama jej nie polubiła :c Biedna Polcia :* oby Kubi przynajmniej nie był chory :o
OdpowiedzUsuńZapraszma na nowy rozdział i proszę o komentarze :) http://kissmelovevolleyball.blogspot.com/2013/09/rozdzia-9.html
Simon to łajza, że nie uprzedził Kostki.
OdpowiedzUsuńKubiak może zachorować, niech Polcia mu nie żałuje ♥ :D
Simon powinien jednak uprzedzić Kostkę, ona go uprzedziła.
OdpowiedzUsuńMam mętlik w głowie teraz: czy to była tylko grypa czy może Kostka jednak jest w ciąży?
Mam nadzieję, że niedługo się dowiem.
Świetny rozdział.
Czekam na kolejny. : )
Pozdrawiam.
Mmmm poznała już jego rodziców, grubo :D
OdpowiedzUsuńDla mnie nie wiem dlaczego zawsze tak ciężko jest ją przeprosić, ale cóż, taki typ :p
A Poli mi najbardziej szkoda, chłopak ją rzucił i jeszcze jest chora xd
Czekam na kolejny
Oby ten nowy etap był najwspanialszym w Twoim życiu ;)
OdpowiedzUsuńTo simonowe "Kostka, nooo" jest takie charakterystyczne, takie jego :)
A Helga... Jej imię mówi samo za siebie. O.
Isia powodzenia :) Sama walczę z nową szkołą. Ale żeby tak do rodziców z zaskoczenia? Szymek to nigdy nie wychodzi na dobre. Serio. Tak się właśnie zastanawiam czy grypa czy małe Tisherzątko. Co z Kubą tak pozatym? Cóż on wymyślił?
OdpowiedzUsuń