niedziela, 1 września 2013

Rozdział 33

Pola
Znów obudziłam się z potwornym bólem głowy, ale tym razem był on spowodowany czymś innym. To poczułam od razu, gdy otworzyłam oczy. Jęknęłam głośno. Nie, to nie mogło się zdarzyć, no proszę.
- A jednak – mruknęłam, osuwając się po kafelkach łazienkowych na ziemię. Że też musiałam się zarazić od Kostki i Simona. Wspaniale.
Odszukałam w kontaktach numer do Kubiaka i wykręciłam go. Nie obchodziło mnie, że jest niedziela, a zegar wskazuje godzinę szóstą. Przecież samo to, że zaczęłam się o niego martwić, graniczyło z Apokalipsą, więc moje działania były w pełni uzasadnione.
- Halo? – odezwał się zaspany.
- Michaś? Dobrze się czujesz? – spytałam słabym głosem. Milczał przez jakieś pięć sekund.
- To pytanie powinienem skierować do ciebie – burknął. - Patrzyłaś na zegarek?
- Patrzyłam – odparłam. - Wyobraź sobie, że siedzę w ubikacji i nie zapowiada się na to, żebym miała stąd szybko wyjść. I się o ciebie martwię, debilu, czy i ty się nie rozchorowałeś.
Tym razem jego milczenie potrwało dłużej. Jak wydać był w wielkim szoku, bo rzadko zdarzało mu się usłyszeć ode mnie coś takiego.
- Nie – odparł. – Jeszcze nie…
- Głupia Kostka, głupi Simon – westchnęłam, nachylając się nad muszlą.
- Pola, bardzo źle się czujesz? – zapytał Michał. W jego głosie chyba wyczułam troskę. Ależ my się nagle zrobiliśmy mili.
- Strasznie – odrzekłam, siadając z powrotem na płytkach. Fałszywy alarm.
Michał zaczął nawijać, że chętnie by przyjechał, by mnie jakoś pocieszyć, ale wybiłam mu ten pomysł z głowy bardzo mocnymi argumentami. Zakładając, że już się nie zaraził… Cóż, oni też grają mecze i musi być w pełni sił, by wspomóc drużynę. Ależ ze mnie altruistka.
- Pocieszania mi wystarczy na tydzień – mruknęłam. Bądź co bądź wczoraj, jako mój przyjaciel, wyciągnął ze mnie wszystko, a potem przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Chciał jeszcze śpiewać marleyowe „No woman no cry”, ale powstrzymałam go przed tym, jak i przed rozmową z Kubą. Jejku, no bo czy wszyscy muszą się wtrącać w nieswoje sprawy?
- Jeszcze za mną zatęsknisz – powiedział Kubiak. Niemal widziałam, jak się uśmiecha. Mimowolnie uśmiechnęłam się i ja.
- Nie wątpię – odparłam szczerze. – A teraz muszę kończyć. Przypływ nadchodzi – dodałam, na co zaśmiał się i rozłączył.
Kostka wstała pół godziny później i znalazła mnie w łazience trzymającą się za brzuch. Od razu zaczęła sobie robić wyrzuty, że powinna się trzymać z daleka, że przez nią teraz jestem tu, a nie w łóżku, a potem poszła do kuchni i wróciła z kubkiem herbaty miętowej w dłoniach. Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
- No to witamy w klubie – westchnęła.
- W klubie twórców symfonii nowoczesnych – dodałam pod nosem, unosząc kubek do ust.

Kostka
Czułam się całkiem dobrze. Owsianka, którą zjadłam nie domagała się ujrzenia światła dziennego, toteż Simon, odczekawszy kilkanaście minut oświadczył, że mnie porywa. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie blada jak ściana Apolonia, nie siedziała na łóżku z nieciekawą miną. Zaraziła się bidulka. Moje protesty na nic się zdały. Pola oświadczyła, ze poradzi sobie sama a Simon wziął mnie na ręce i zaniósł do auta, żebym przypadkiem się nie przemęczyła. Za nic miał to, że przez chwile okładałam go pięściami. Tischer nie chciał nic zdradzić, ale po paru minutach zorientowałam się, ze jedziemy do niego.
-Nie myśl, że… - mruknęłam, kiedy parkował.
-Wcale nie myślę. – uśmiechnął się tajemniczo.
Kiedy wchodziliśmy po schodach, splótł nasze ręce. Otworzył drzwi mieszkania i weszliśmy do środka. To, że nie użył kluczy powinno zapalić ostrzegawcza lampkę w mojej głowie, ale nie zapaliło. Pociągnął mnie do pokoju gdzie siedziało dwie starsze osoby, które rozmawiały o czymś zawzięcie. Po niemiecku. Mężczyzna z bujnym, siwiejącym zarostem, wyglądający na trochę niższego od mojego lubego oraz lekko posiwiała kobieta, mająca tu i ówdzie za dużo oraz ciemne tęczówki. Dokładnie takie same, w których się zakochałam. Jego rodzice.
Widząc, że nerwowo zagryzłam dolną wargę, ścisnął mocniej moją dłoń, żeby dodać mi otuchy i pociągnął mnie bliżej nich. Zaczął coś mówić w ojczystym języku podczas, gdy wbijałam wzrok w podłogę. Przedstawił mnie jako swoją dziewczynę, co dziwne nie było.
-Simon, jak ja mam się z nimi dogadać… - jęknęłam, gdy zamilkł. Pan Tischer, który został przedstawiony jako Jochen, uśmiechnął się nieznacznie. –Nawet nie wiem jak jest po niemiecku dzień dobry…
-Guten Tag. – podpowiedział ukochany. –Przecież ja ci będę wszystko tłumaczył.
-Tego się obawiam…
-Nie to nie. – wzruszył ramionami. –Parę lat temu postanowili, ze jak przejdą na emeryturę to będą podróżować po świecie, więc zapisali się na kurs angielskiego.
-Właśnie. – wtrącił jego tata. –Nie powinno być problemów z dogadaniem.
-To dobrze. –wymusiłam nieznaczny uśmiech, siadając na sofie obok swojego chłopaka.
Czułam na sobie przenikliwe spojrzenie mamy Szymka – Helgi. Kątem oka obserwowałam Simona, który z pasją opowiadał, o tym jak po raz pierwszy mnie zobaczył i jak zabierał się do tego, żeby mnie poderwać, jak mnie wyciągnął na pierwszą randkę. Na szczęście pominął sytuacje z Krystianem. Wszystkiego wiedzieć nie musieli.  Natomiast ja nie mówiłam nic. Czułam się obco w ich obecności. Przynajmniej wiedziałam jak się czuł, gdy poznawał moich rodzicieli. Tylko, ze oni polubili go od razu. Widzieli to, co wszyscy. Tu było na odwrót. Nie odzywałam się nie pytana. Chciałam wracać do Poli i ukrywać się, póki nie wyjadą.
-Zrobię herbatę. – zaproponowałam po jakimś czasie, chcąc wyrwać się na chwilę. Niestety Helga poszła ze mną. Kiedy nalałam wody do czajnika, oparłam się o szafkę.
-Simon jest kochliwy. – powiedziała nieprzyjemnym tonem. –Jeśli kocha to na zabój.
-Wiem.
-Nie jesteś pierwszą, która nam przedstawia. – miałam ochotę wyjść. – Nie wiem czy wytrzyma jeśli znów ktoś go zostawi.
-Mam sporo wad. – powiedziałam spokojnie. – Ale kocham pani syna. Wychowałam się na ciągłych wyjazdach najlepszego przyjaciela, więc to mi nie straszne, a co do pieniędzy to zarabiam nie najgorzej. Radzę sobie. Kocham go. – dokończyłam i wyszłam. Trafiłam na Simona, który zmierzał do kuchni.
-Źle się czuję. – skłamałam. –Odwieziesz mnie?
-Jasne. – skinął głową. Pożegnałam się z być może przyszłymi teściami i opuściliśmy jego lokum.
Przez całą drogę nie mówiliśmy nic. Simon uwierzył, ze znów coś jest nie tak, więc nie męczył mnie rozmową.
-A ty dokąd? – zapytałam, gdy wysiadłam z samochodu a on poszedł w moje ślady.
-Z tobą.
-Jedź do rodziców i spędź z nimi trochę czasu. – powiedziałam niknąc w głębi bloku.
-Nic się nie stanie jak przyjadę za godzinę. – dognił mnie.
-Stanie.
-Jesteś zła. – nie pytał tylko stwierdził.
-Tak.
-Czemu?
-Bo mi nie powiedziałeś. Wracaj do nich i naciesz się ich obecnością.- zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i dołączyłam do Poli, która oglądała telewizję. 

Pola
- Jedziemy do raju na haju, na front pod prąd… - zanuciłam ponuro pod nosem T. Love i rzuciłam się na kanapę, natychmiast przykrywając się kołdrą. Włączyłam telewizor, a że nie było powtórki żadnego meczu, na z pozoru normalnych programach leciały seriale typu „Trudne sprawy”, na Polsat Crime dokument, który już oglądałam, na Polsat Film jakiś romantyczny kicz… To cofnęłam się do dzieciństwa i włączyłam bajki. A konkretnie Fineasza i Ferba. Akurat bracia tworzyli język ferbiański.
Dochodziłam do wniosku, że fajnie by było mieć takie beztroskie życie, kiedy usłyszałam trzask drzwi, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wsparłam się na łokciach i spojrzałam na przybysza.
- A ty co? – spytałam, a Kostka zmusiła mnie do zrobienia jej miejsca na kanapie. – Znów była jednostronna chęć do seksowania się?
- Gorzej.
Uniosłam brwi, ale siostra tego nie widziała, bo ukryła twarz w dłoniach. Sam fakt, że nie zareagowała na moją aluzję do ich bogatego życia seksualnego, był dość dziwny.
- To znaczy…?
Uniosłam do ust butelkę z wodą niegazowaną, co było zdecydowanie złym pomysłem.
- Zaprosił rodziców.
Krztusiłam się przez dobre dwadzieścia sekund, a Kostka przerażona klepała mnie po plecach, bojąc się, że się uduszę. W końcu całkowicie pozbawiona sił opadłam na oparcie i przekrzywiłam głowę w stronę rudowłosej.
- Odbiło mu?
- Chyba tak – burknęła.
Zamyśliłam się na chwilę. No bo niby dlaczego Simon jej wcześniej nie powiedział? Zdawał sobie chyba sprawę z tego, że Kostka takich niespodzianek nie lubi. Wolała wiedzieć o wszystkim wcześniej. No ale skoro on woli ryzykować życiem, to trudno… Jego głupota, nie moja.
- Ale wiesz, Kostka, on naszych rodziców już poznał – powiedziałam, mimo że domyślałam się, jak będzie brzmieć jej odpowiedź.
- Tylko ze zdążył się na to mentalnie przygotować – syknęła. – A ty już nie masz co oglądać?
Sięgnęła po pilota z zamiarem przełączenia na inny program, ale w nagłym przypływie sił wyrwałam jej małe, czarne pudełko i przytuliłam je do siebie
- Zostaw – pisnęłam. Uniosła brwi, ale dała za wygraną. – I jak? Jacy oni są?
Westchnęła, opierając głowę na moim ramieniu. Było mi okropnie niewygodnie, ale czego się nie robi dla siostry w potrzebie. Wytrzymam.
- Chyba mnie nie polubili…
- Och, jak tak można? – spytałam, robiąc wielkie oczy. Bez problemu wyczuła w moim głosie ironię i zmroziła mnie wzrokiem. – No żartuję przecież.
- Ja już się z nimi nie chcę widzieć.
- Przykro mi, jesteś skazana na takich teściów, bo ich się nie da wymienić – rzuciłam, za nic sobie mając fakt, że wcale jej tym nie pocieszyłam.
- To nie są moi teściowie.
Uśmiechnęłam się, otulając się szczelniej kołdrą.
- Jeszcze nie.

Kostka
Wczesnym rankiem, a może ten ranek nie był wcale taki wczesny tylko mi wydawało się, że jest wcześnie, obudziło nas naprzemienne walenie do drzwi oraz dźwięk dzwonka. Nie miałam najmniejszego zamiaru wstawać i wpuszczać go do środka. Równie dobrze mogła zrobić to Pola. Tak tez się stało, bo parę minut później po korytarzu chodziła Pola, rzucając przekleństwami. Ciekawe czemu nie użył własnych kluczy.
Simon wpadł do mojego pokoju z bukietem czerwonych tulipanów i przyjrzał mi się badawczo.
-Kostka…
-Spadaj. – burknęłam, nakrywając się kołdra. –Chce spać.
-Powinienem cię uprzedzić… - powiedział cicho, siadając na łóżku.
-Powinieneś. – warknęłam spod przykrycia. Zamknęłam oczy, licząc do dziesięciu, żeby się uspokoić. Nie chciałam się z nim kłócić, ale nie miałam tez zamiaru tak od razu mu wybaczać.
-Przepraszam.
-Daj mi spokój.
-Masz kochać mnie czy ich? – w jego głosie wyczułam podenerwowanie. Wystawiłam głowę i spojrzałam na niego. Co, on myślał, że przyjdzie, uśmiechnie się tak, ze zmiękną mi kolana, popatrzy na mnie ciemnymi tęczówkami i mu wybaczę? Mylił się. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
-No ciebie.
-To co ci  przeszkadza, że ich poznałaś? – zapytał marszcząc brwi.
-Bo oni mnie nie lubią! – jęknęłam i znów się schowałam.
-Ale ja cię lubię. – ściągnął nakrycie z mojej głowy. – Nawet za bardzo.
-Nie chcę ich więcej widzieć. – rzekłam, kryjąc twarz w poduszce.
-Dziś wyjeżdżają – oznajmił. – Jadą do Zakopanego. Na razie ich nie zobaczysz. Co będzie potem, to zobaczymy.
-To dobrze. -  powiedziałam cicho. Naprawdę nie miałam ochoty oglądać więcej jego matki. Ojca to bym przeżyła. Jochen Tischer w gruncie rzeczy był całkiem miły.
-Zgoda? – szepnął do mojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz.
-Nie.
Pocałował mnie w policzek i ponownie zapytał czy nadal jestem na niego zła.
-Idź, stary pierniku, dziadku ty jeden. – warknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przestraszony Simon odskoczył  jak oparzony.
-Dziadku? – Simon zmarszczył brwi w konsternacji. –Przecież my nawet dzieci nie mamy, ale możemy zaraz coś na to zaradzić – poruszył charakterystycznie brwiami.
-Wyjdź. – przeciągnęłam każda literkę.
-A może zaczęły pociągać cię kobiety? – wstałam z łózka i spojrzałam na niego jak na to zasługiwał: czyli jak na debila.
-Nie wyjdziesz? – założyłam ręce na piersi. Czułam jak Simon pożera mnie wzorkiem. –Dobra, to ja wyjdę. – jak powiedziałam tak zrobiłam.
-Kostka, no… - jęknął, idąc za mną. 

Iśka: Trzymajcie kciuki jutro, bo ja  dziś odczuwam stres. Nie codziennie zaczyna się nowy etap, nie?

8 komentarzy:

  1. Oj biedna Pola. Że tez musiała się od nich zarazić.
    A Simonowi to chyba życie nie miłe, skoro Kostce robi niespodzianki szczególnie takie. Rodzice? Nic dziwnego, ze nie polubiła jego matki, nie wydawała się zbyt miła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym była zła gdyby luby nie uprzedził mnie na że za parę chwile spotkam swoich "teściów". Oczywiście Helga musiała coś odstawić, większość matek potrafi palnąć coś takiego że aż w pięty idzie. Kostka musi być twarda i pokazać mamie Siomona kto tu rządzi. Szymek na całe szczęście z opóźnieniem ale domyślił się że ta niespodzianka była dla Kostki krępująca i przybiegł przeprosić, i za to i ja go kocham. A Poli mi szkoda, naprawdę do kompletu i Kubiak mógłby się rozchorować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Simon powinien uprzedzić Kostke ... widać że jego mama jej nie polubiła :c Biedna Polcia :* oby Kubi przynajmniej nie był chory :o
    Zapraszma na nowy rozdział i proszę o komentarze :) http://kissmelovevolleyball.blogspot.com/2013/09/rozdzia-9.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Simon to łajza, że nie uprzedził Kostki.
    Kubiak może zachorować, niech Polcia mu nie żałuje ♥ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Simon powinien jednak uprzedzić Kostkę, ona go uprzedziła.
    Mam mętlik w głowie teraz: czy to była tylko grypa czy może Kostka jednak jest w ciąży?
    Mam nadzieję, że niedługo się dowiem.
    Świetny rozdział.
    Czekam na kolejny. : )
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mmmm poznała już jego rodziców, grubo :D
    Dla mnie nie wiem dlaczego zawsze tak ciężko jest ją przeprosić, ale cóż, taki typ :p
    A Poli mi najbardziej szkoda, chłopak ją rzucił i jeszcze jest chora xd
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby ten nowy etap był najwspanialszym w Twoim życiu ;)
    To simonowe "Kostka, nooo" jest takie charakterystyczne, takie jego :)
    A Helga... Jej imię mówi samo za siebie. O.

    OdpowiedzUsuń
  8. Isia powodzenia :) Sama walczę z nową szkołą. Ale żeby tak do rodziców z zaskoczenia? Szymek to nigdy nie wychodzi na dobre. Serio. Tak się właśnie zastanawiam czy grypa czy małe Tisherzątko. Co z Kubą tak pozatym? Cóż on wymyślił?

    OdpowiedzUsuń